Żyjąc, zajmujemy miejsce tych, kt贸rzy byli przed nami, taka jest oczywista kolej rzeczy. Jak jednak żyć w miejscu, w kt贸rym garstka ludzi zajmuje miejsce po ośmiuset, jak wypełnić taką przestronną pustkę? Szczeg贸lnie gdy tych ośmiuset nie odeszło tak, jak nakazuje czas, lecz zmiotła ich historia?
Monika Sznajderman
Powtarzane często pytanie: "Co ja tu robię?" jest ostatecznie pytaniem: "Kim jestem?". Odpowiedź autorki nie jest spekulacją, ale działaniem, zatrudnieniem, budowaniem domu, zamieszkiwaniem, "wrastaniem" w tę pustkę po Łemkach, Żydach, Cyganach. Tworzeniem ze ślad贸w i znak贸w przeszłości, gł贸wnie jednak "ślad贸w śmierci, a nie ślad贸w życia", własnej "okolicy", czyli ustanawianiem świata na nowo i siebie w tym świecie, gdzie "przedwieczorną porą czuje się smutek, drżenie i lęk".
Najważniejszą sprawą wydaje się jednak to, że Monika Sznajderman bliska jest odnalezienia języka, w kt贸rym może rozmawiać z nieobecnymi, z jej nieznanymi sąsiadami. Ten język jest widzeniem "przez nicość", przybliżaniem się do świata z czułością, a nie widzeniem-władaniem. To bardzo ważne w czasach, gdy pamięć staje się towarem.
prof. Roch Sulima
"Pusty las" to książka o życiu "wśr贸d zrujnowanych cerkwi i zdziczałych sad贸w", o wrastaniu w osierocony krajobraz i o czytaniu świata, kt贸ry trwa już tylko w powidokach czegoś, czego "nie wolno przeoczyć".
Monika Sznajderman czyta Beskid Niski i czyta Wołowiec - czyta swoje miejsce na ziemi, miejsce życia na łące pamięci, w wyrwach po dawnych mieszkańcach Łemkowszczyzny. Te wyrwy, te pasma pustki - niewidoczne na pierwszy rzut oka - zjawiają się pośr贸d sł贸w, zawołane po imieniu. W tej prozie niemal słychać stukot klawiszy pod opuszkami palc贸w, słychać oddech zbratany z rytmem krok贸w. I słychać też - mocno, wyraźnie - coś, co jest "jak łemkowskie gorzkie żale, jak smutna litania".
"Pusty las" - miejsce, od kt贸rego wieje grozą, całe w dreszczach, zagrzebane w cierpkiej ciszy. I jednocześnie jest to miejsce żywych głos贸w, codziennej krzątaniny, powszedniej czułości istnienia, kt贸ra pachnie chlebem, tarniną i mgłą.
Może w tym właśnie leży tajemnica tej prozy - w czułości, z jaką Monika Sznajderman dotyka ziemi niczyjej, leżącej pod białym, lodowatym słońcem, śmiertelnie zranionej. Ta czułość dotknięć jest czułością sł贸w, ale ma też w sobie coś z miłości - przenikliwej, trzeźwej, dyskretnej. Taka miłość staje w pustym lesie, nawołuje. Wywabia z nieistnienia to, co powinno trwać. Układa usta do dawno zapomnianych imion jak do pocałunku. Powierza istnienie wyobraźni - osłania je, opatruje jego rany.
prof. Paweł Pr贸chniak