Kiedy Greenside - mieszkający w Kalifornii nowojorczyk, zasiedziały sceptyk i niewierny (a przynajmniej nieufny) Tomasz - pojechał z dziewczyną na wakacje do niewielkiej celtyckiej wsi w Finistere, jego życie wywrĂłciło się do gĂłry nogami. Dowcipnie, ciepło, z sympatią dla BretańczykĂłw, Greenside opowiada, jak się urządził w kraju, ktĂłrego języka nie znał, ani nie wiedział, jak w nim cokolwiek funkcjonuje. A wszystko było inaczej niż w USA. Wbrew swoim przekonaniom zaufał mieszkańcom miasteczka - sąsiadom, pracownikom i przygodnym znajomym. I choć pokonał codzienne trudności, otworzył konto w banku, kupił dom i pozbył się roju os z komina - ciągle coś go zaskakiwało.

Dwadzieścia pięć lat temu, wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, Mark Greenside kupił dom we Francji. Najpierw długo się dziwił wszystkiemu, co go otaczało, a potem doszedł do wniosku, że i tak nie zostanie Francuzem. Łatwo nie było. I nie jest. Ciągle popełniał i popełnia gafy, choć zdarzają się i trafy; jedne i drugie przeplatane szaleństwami. To znaczy - szaleństwami z punktu widzenia FrancuzĂłw, bo dla niego to wszystko normalka... Obyczaje i nawyki FrancuzĂłw opisuje i opatruje komentarzami wiecznie zdziwionego obcego zza oceanu. Dwadzieścia pięć lat temu Mark Greenside kupił dom we Francji. I nigdy, nawet przez chwilę, nie żałował!