M贸j "przypadek" jest skomplikowany. Przeszłam przez prawie wszystkie możliwe terapie medyczne, m.in.: siedem operacji, chemioterapię, wyprowadzenie nefrostomii, urostomii i kolostomii. Tak, żyję teraz z trzema workami przymocowanymi do brzucha i nadal cieszę się z życia!
Ewa Przewięźlikowska od dwunastu lat zmaga się z chorobą nowotworową. W tym czasie przeszła przez r贸żne fazy choroby oraz liczne terapie medycyny klasycznej i niekonwencjonalnej. Doświadczyła, że to wszystko byłoby niemożliwe bez zaangażowania lekarzy, poświęcenia ze strony rodziny i motywacji do życia. Siłę do walki odnajdywała w relacji z Bogiem. Początkowo była to kr贸tka modlitwa r贸żańcowa, potem Msze Święte z modlitwą o uzdrowienie, rozważania Pisma Świętego, wreszcie uczestnictwo we wsp贸lnocie Odnowy w Duchu Świętym.
Ta swoista opowieść autobiograficzna powstała przede wszystkim z myślą o osobach chorych, ale także o ich bliskich. Jest świadectwem życia, wiary oraz zmagania się z trudnościami w codziennym funkcjonowaniu.
Jeśli nie można pokonać choroby, trzeba ją oswoić, zdyscyplinować i nie oddać jej wszystkich dziedzin życia.
DOST臉PNO艢膯:
Dost臋pny jest 1 egzemplarz. Pozycj臋 mo偶na wypo偶yczy膰 na 30 dni
W rodzinie ojca mego to zbi贸r reportaży o zwartych szeregach środowisk kościelnych, kt贸re same nazywają siebie Rodziną Radia Maryja. Autor, były dziennikarz "Gościa Niedzielnego", pr贸buje zmierzyć się z fenomenem toruńskiego imperium medialnego skupiającego kilkanaście milion贸w zaangażowanych katolik贸w.
W rodzinie tego ojca bywa zabawnie, ale częściej strasznie. Chrześcijańskiej pokorze towarzyszy pycha, a miłości bliźniego zapiekła nienawiść. Polski katolicyzm pokazuje tu swoją "wykrzywioną twarz". To opowieść o słuchaczach Radia Maryja, ze środka - bolesna dla autora, kt贸ry martwi się o przyszłość Kościoła, wstydliwa dla hierarch贸w, dla polityk贸w kompromitująca. Brawurowa. Czyta się ją z poczuciem zażenowania. Jakim jesteśmy społeczeństwem, skoro pozwoliliśmy Tadeuszowi Rydzykowi przejąć rząd dusz nad odtrąconymi? Czemu dopuściliśmy, by sympatyczne panie w moherowych beretach pakowały w koperty kał i wysyłały je urzędnikom państwa? [Lidia Ostałowska]
Marcin W贸jcik poszedł do nieba. Zagląda w mdłe od kadzideł korytarze obklejone obliczem Ojca Dyrektora. Siada z jego przyjaci贸łmi ciasnym r贸żańcem w pozłacanych plastikowych fotelach ogrodowych. Ojciec Dyrektor długimi, sprawnymi jak u kieszonkowca palcami masuje wszystkim portfele na wysokości serc. Jest żonob贸jca z Bogiem na ustach, żądne krwi moherowe starowiny, młodzież o katatonicznych spojrzeniach i przestrojonych radiem umysłach. Nowa kategoria: "catholic thriller". Nie spos贸b się oderwać, bo W贸jcik zna się na czarciej, reporterskiej robocie. [Marcin Kącki]
UWAGI:
Bibliogr. s. 267.
DOST臉PNO艢膯:
Dost臋pny jest 1 egzemplarz. Pozycj臋 mo偶na wypo偶yczy膰 na 30 dni